Wizualizacja studencka
Żeby lepiej przybliżyć pojęcie wizualizacji, posłużę się przykładem. Na pewnym uniwersytecie studenci zostali podzieleni na dwie grupy na miesiąc przed egzaminem. Jedna z nich miała sobie wizualizować egzamin, druga miała nic nie robić. Osoby z grupy „wizualizacja” skupiły się na wyobrażaniu sobie piątki z egzaminu. Każdy przez snem, przez pięć minut, miał wyobrażać sobie efekt egzaminu. Co się okazało?
Wyniki były bardzo ciekawe. Te osoby, które wyobrażały sobie, że widzą swoje nazwiska na listach wyników, a obok była podana ocena bardzo dobra, o wiele częściej tę ocenę zdobywały. Osoby, które miały słabsze wyniki, należały do podgrupy, która w wizualizacjach skupiła się nie na efekcie (piątce), tylko na wyobrażaniu sobie, jak się do egzaminu uczą. W tej grupie wizualizacja nie przełożyła się na oceny, tylko na ilość pracy przed egzaminem. Osoby, które sobie wyobrażały, jak się do egzaminu uczą, uczyły się po prostu więcej, niż dotąd, ale niekoniecznie przyniosło im to upragnione piątki.
Kiedy przeczytałam o tej technice, pomyślałam sobie, że nie może działać. Ale zaczęłam ją stosować przed trudnym egzaminem na zasadzie sztuczki. Pięć minut przed snem to tylko pięć minut. Wyobrażałam sobie, jak profesor po egzaminie wpisuje mi piątkę do indeksu. Oczywiście, taka myśl mnie bardzo cieszyła, więc wyobrażanie sobie tego, sprawiało mi radość, chociaż wiedziałam, że i tak dostanę tróję, bo egzamin, przed którym to robiłam, był ciężki, a o egzaminatorze wprost krążyły legendy, jaki to on jest bezwzględny, surowy i ile osób co semestr oblewa. Na dodatek samo jego nazwisko były złą wróżbą, gdyż nazywał się Poprawa.
Wizualizacja w praktyce
Po kilku tygodniach przyszedł czas egzaminu i udałam się do profesora Poprawy. Prawdę mówiąc, jak przed każdym egzaminem, wiedziałam, ile nie umiem i że to musiałby być naprawdę łut szczęścia, żeby wyjść z piątką. Wylosowałam dwa pytania. Przygotowałam się i zaczęłam odpowiadać. Na początku czułam się bardzo niepewnie pod jego wzrokiem, myślałam, że on zna moje myśli i instynktownie wyczuwa luki w mojej wiedzy. Ale kiedy zadawał mi „pytania dodatkowe”, wiedziałam, że nie dam się, bo przypomniałam sobie to uczucie radości i ulgi, jakie przez kilka tygodni przeżywałam w wyobraźni, gdy patrzyłam na ocenę bardzo dobrą w indeksie.
Właśnie wtedy, kiedy zazwyczaj odpuszczałam i mówiłam sobie w duchu „ok, już zdałam, niech mi wpisze tę tróję i męczarnia egzaminu już się skończy”, pomyślałam „to właśnie teraz mam pole do popisu, wykorzystam to, jak umiem najlepiej”. Efekt był taki, że mówiłam jak w transie i z uśmiechem na ustach. Wyszłam z piątką. Osoby, które zdawały po mnie, miały nawet żal, że zdawałam jako pierwsza, gdyż ich zdaniem, za wysoko ustawiłam poprzeczkę. To było niesamowicie miłe, gdyż mało kto wierzył, że u tego profesora cokolwiek można zdać w pierwszym terminie. Tak na własnym przykładzie przekonałam się, że „sztuczka” działa.
Wszyscy wizualizujemy, nie wszyscy umiejętnie
Potem technikę wizualizacji stosowałam wielokrotnie w różnych sytuacjach i wielokrotnie mi pomagała. Jeśli jesteś sceptyczna – śmiej się z tego. Tak naprawdę większość z nas stosuje wizualizację, lecz jej odmianę negatywną. Mianowicie zapełniamy naszą wyobraźnię widmem niepowodzeń, oblanych egzaminów, debetu na koncie, wypadków, którym możemy ulec. Pomyśl sobie, ile razy mówiłaś „to się nie uda, to mi nie wyjdzie” i faktycznie – nie wychodziło?
Technikę tę z powodzeniem można wykorzystać w życiu zawodowym. Jej efekty poprawi pewna systematyczność. Jeśli robisz coś regularnie i z konkretnym założeniem, masz większe szanse na sukces, niż wtedy, kiedy myślisz czy wyobrażasz sobie mało konkretne rzeczy. Możesz ją wykorzystać przed ważnymi wydarzeniami lub wizualizując sobie stan swojego konta, na którym masz 1,000,000 zł.
wSukience.pl | polityka prywatności kontakt |