Tak właśnie myślałam. Dlatego też nawet, jeśli w moim życiu odnosiłam sukcesy, nawet tego nie zauważałam. Szłam dalej z poczuciem, że muszę więcej, że wciąż i wciąż muszę się sprawdzać oraz że tak naprawdę to – niewiele w życiu osiągnęłam. Coś tam mi się udało. Coś mi wyszło. Los się uśmiechnął. Ktoś tam pomógł. No – nie było tak źle. Ale i nie było – dobrze!
Kiedy szłam na studia, marzyłam o tym, żeby dostać tytuł magistra. Gdy obroniłam się i upragniony tytuł miałam, nagle przestał mieć on dla mnie znaczenie. Mimo że pracowałam na niego pięć lat, nie potrafiłam się cieszyć. Ot, magister... magister to teraz jak matura. Co to za sukces?
Aż w końcu wydoroślałam, zajrzałam do słownika, znalazłam słowo „sukces” i przeczytałam jego definicję. Od tego momentu sukcesy nie tyle nagle pojawiły się w moim życiu, co raczej ja zaczęłam je zauważać. Zauważać, świętować i celebrować. Wam też polecam przyjrzenie się słowu „sukces” i jak najczęstsze odnoszenie go do siebie.
Tłumaczka i trenerka, Iwona Majewska-Opiełka, proponuje rozbicie słowa sukces na poszczególne litery:
S – samorealizacja,
U – uczucia, spełnienie emocjonalne, harmonijne życie z bliskimi,
K – kariera zawodowa, spełnienie w pracy,
C – czas dla siebie, wolny czas dla rodziny, przyjaciół, na przyjemności,
E – energia życiowa, którą tryskamy każdego dnia, zdrowie,
S – styl – coś, co dodaje naszemu życiu stylu – małe dowody luksusu – prezent, który możemy sobie kupić, wycieczka, ładne mieszkanie – rzeczy niekoniecznie bardzo kosztowne (jak willa z basenem), ale ważne dla nas.
Takie rozebranie na części słowa „sukces” może pomóc uświadomić sobie, że w sukcesie nie ma nic złego. Że pojęcie to nie oznacza drogi do pieniędzy usłanej trupami; a także to, że nie trzeba być Julią Roberts czy Coco Chanel, żeby móc z ręką na sercu powiedzieć – tak, jestem kobietą sukcesu. A właśnie taką negatywną definicję sukcesu nosiłam w sobie przez wiele lat – jako dziecko, nastolatka, studentka. Wyobrażałam sobie, że kobiety sukcesu to te panie na szpilkach, z długimi paznokciami, pijące szampana z kryształowych kieliszków. Kobieta-profesorka czy lekarka – osoba bez miliona złotych na koncie – to żadna kobieta sukcesu.
Definicja Majewskiej-Opiełki zachwyciła mnie również rozmachem – człowiekiem sukcesu jest się, gdy w życiu panuje ład i harmonia. Jeśli opływamy w gotówkę, ale nie mamy sekundy dla siebie, nasze życie emocjonalne legło w gruzach, a same jesteśmy na skraju depresji – nie ma mowy o sukcesie. Nigdy wcześniej nie interesowało mnie, czy moja biznes woman z kieliszkiem jest szczęśliwa, czy nie jest. Wręcz nawet myślałam: ma pieniądze, więc nie jest szczęśliwa! To po co ten cały sukces? Dziś bardzo interesuje mnie to, czy ja jestem szczęśliwa. I czy mam pieniądze.
Z sukcesami łączy się jeszcze jedna ważna rzecz – fakt ich świętowania, cieszenia się nimi, pamiętania o nich i doceniania siebie. Znam wiele wspaniałych, a nawet olśniewających kobiet. Niektóre z nich w wielu dziedzinach odnosiły sukcesy: w biznesie, w sporcie, w sztuce itd. A jednak – kiedy medal wędrował do szafy, razem z nim znikało poczucie „to ja to zrobiłam, to ja go zdobyłam, umiem, potrafię, wierzę w siebie”. Tak, sama przez wiele lat robiłam podobnie. Najpierw traciłam siły na osiągnięcie celu, a kiedy już docierałam na szczyt – nie zdobywałam się na to, żeby choć przez chwilę napawać się cudownym widokiem, który rozlega się ze szczytu. Zamiast dumy przychodziły słowa „to w sumie było łatwe, to w sumie nic takiego”, „każdy by tak potrafił”.
A co nam może dać skrzydła i siłę do tego, żeby szybować wysoko po niebie? Czy same potrafimy cieszyć się z tego, co każdego dnia osiągamy? Z tego, że jesteśmy dobre, mądre, zaradne, przedsiębiorcze? Z tego, że prowadzimy swoje firmy i zarabiamy pieniądze? Czy może czekamy, aż ktoś przyjdzie i nas nagrodzi? Powie: „Z Ciebie, Bożena, to naprawdę świetna kobieta”?
Im więcej w nas poczucia radości, doceniania siebie i własnych osiągnięć, tym więcej chęci, by iść dalej. Zaufania, że tak, możemy tego dokonać, bo już tyle się nam udało! W szkole to się nazywało: „masz piątkę, tylko się nie ciesz za bardzo, nie spocznij na laurach”. Nie, to nie o to chodzi, żeby spocząć na laurach, ale żeby się szczerze ucieszyć z tego, co się ma. Żeby porażkę traktować jak informację zwrotną, a sukces jak sukces. Żeby doceniać to, co się robi, nawet jeśli nie raz powinie nam się noga. To, że popełniamy błędy jest naturalnym elementem w procesie robienia czegoś. A jednak tak często kilka niepowodzeń i już nabieramy przeświadczenia, że my się do tego nie nadajemy... Tak łatwo uznać się za łamagę życiową a nie – kobietę sukcesu!
Myślę, że wszystkie, które czytacie ten tekst, jesteście kobietami sukcesu. Wiele już w życiu zdziałałyście. Teraz przyszła pora na to, żeby docenić siebie i się za to nagrodzić. A więc – kobieto sukcesu – po trzykroć chwała Ci! Chwała! Chwała! Chwała!
A teraz weź czystą kartkę i zapełnij ją po brzegi wszystkimi zdarzeniami, które uważasz za duże, małe i maluteńkie sukcesy we własnym życiu. One wszystkie są ważne. A kartkę zachowaj i dopisuj coraz to nowe sukcesy na odwrocie. Ani się obejrzysz i odwrotna strona będzie cała zapisana. Bo jeden sukces przyciąga kolejny sukces.
wSukience.pl | polityka prywatności kontakt |